c. d. n.
c. d. n.
Dziękuję, Xavier Rudd. To był fenomenalny koncert!
Podróż trwa… niebawem więcej wrażeń…
Humanizm twierdzi, że doświadczenia dokonują się w naszym wnętrzu i że w sobie powinniśmy znajdować sens wszystkiego, co się dzieje – a tym samym tchnąć ów sens we wszechświat. Dataiści uważają, że doświadczenia są bezwartościowe, jeśli ich nie udostępniamy na zewnątrz, oraz że nie musimy znajdować sensu w samych sobie. Wystarczy, że będziemy rejestrowali swoje doświadczenia i włączali je w wielki przepływ danych, a algorytmy będą odkrywały ich sens i mówiły nam, co robić. Dwadzieścia lat temu japońscy turyści byli powszechnym pośmiewiskiem, ponieważ wszędzie nosili ze sobą aparaty fotograficzne i robili zdjęcia wszystkiemu, co widzieli. Teraz każdy tak robi. Kiedy jedziemy do Indii i widzimy słonia, nie patrzymy na to wielkie zwierzę, zadając sobie pytanie: „Co czuję na ten widok?” – bo jesteśmy zbyt zajęci: musimy szybko sięgnąć po smartfona, zrobić słoniowi zdjęcie, wrzucić je na Facebook, a potem co parę minut zaglądać na swoje konto, żeby sprawdzać, ile lajków już mamy. Pisanie pamiętnika tylko dla siebie wielu współczesnym młodym ludziom wydaje się zupełnie bezcelowe. Po co pisać cokolwiek, jeśli nikt inny nie może tego przeczytać? (Yuval Noah Harari, Homo deus. Krótka historia jutra, str. 491)
– Tato, dokąd tędy dojdziemy? – Synek wskazał piaszczystą drogę. Wiła się wśród pól. Po lewej i prawej zboże falowało na wietrze. Jaskółki krążyły nad naszymi głowami radośnie popiskując. Wskazałem ciemną linię drzew na horyzoncie.
– Do lasu.
– A potem?
– Dalej, za las, hen, na sam koniec świata.
– Czyli gdzie?
– Nie wiem. Podróżowałem wiele, ale nie odnalazłem krańca świata – wyjaśniłem.
I wydawało mi się, że w tym miejscu skończymy rozmowę. Myliłem się. Dzieci nigdy nie przestają pytać.
– Tato, a gdzie jest p o c z ą t e k świata?
Uśmiechnąłem się.
Pokolenia temu ludzie, jak Ziemia długa i szeroka, wyobrażali sobie, że miejsce, w którym żyją stanowi środek świata. Sam jego pępek. Tu, gdzie stoimy i skąd spoglądamy w dal na wszystkie strony, to właśnie oś Ziemi. Tu wszystko bierze swój początek. Tu, gdzie budzimy się o poranku i zadzieramy głowę, by ujrzeć słońce, gdzie płonie ogień i gotuje się posiłek, gdzie pośrodku izby stawiamy przyozdobione drzewko.
– Nasz świat… ma początek… w Borówcu. – Odparłem.
Łukasz Wierzbicki
Borówiec, 3 lipca 2018 roku
Niedługo będę starcem, pomyślałem, i tak mnie to zaskoczyło, jakbym sobie powiedział, że niedługo będę krową.
Stanisław Lem, Katar, 1976
Dziękuję serdecznie! Na Uniwersytecie Sztokholmskim wygłosiłem wykład zatytułowany Hur man berättar om viktiga saker för barn, zaś w uroczej bibliotece w Huddinge zabrałem wszystkich zebranych na spotkanie wielkiej przygody. Ogromne podziękowania dla Kazimiery Jakackiej, Barbary Gjardman i Moniki Kuchty ze Związku Nauczycieli Polskich oraz Katarzyny Syty z Instytutu Polskiego!
Na tym niepozornym na pierwszy rzut oka zdjęciu jest kawałek misia Wojtka, korkowy kask Kazika, globus, biały wielbłąd i motocykl, który zajechał do Chin. Jest i ocean (zapowiedź kolejnej książki).
Na tym niepozornym zdjęciu jest odczytująca Irena Koźmińska (Prezes Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom„) i jest ślubujący Łukasz Wierzbicki. Ten, który od dziesięciu lat samozwańczo „krzewi ideę czytania dzieciom”… a od dziś możecie się do niego zwracać po prostu „panie ambasadorze”.
Pięknie i z pełną odpowiedzialnością dziękuję!
Na spotkaniach nie czytam swoich książek. Bo książka rządzi się zupełnie innymi prawami, niż spotkanie autorskie. To jest przyjaciel czytany w zaciszu. Rozdział po rozdziale. Przeżywamy powoli całą akcję. A na spotkaniu, gdy mamy większą grupę i czterdzieści pięć minut… staram się wykorzystać każdą chwilę, by przestraszyć, rozbawić, nauczyć, podzielić się swoimi doświadczeniami. Zachęcić. Po takim spotkaniu ja będę spocony i wykończony, a dzieci roześmiane i zaciekawione. Niektóre wrócą może tu, do biblioteki, by sprawdzić, czy ten człowiek mówił prawdę. Czy rzeczywiście książka kryje w sobie to wszystko, o czym opowiadał, magię, przygodę, romantyzm. Nie widzę siebie jako pisarza siedzącego za biurkiem i czekającego co się wydarzy. Nie! Ja w ślad za moimi książkami ruszam w świat. Trochę, jak muzycy rockowi, którzy nagrywają płyty, a potem koncertują, by swoją muzyką podzielić się na żywo. Staram się robić to samo. Dzielę się moimi historiami, opowieściami, pomysłami… i lubię te spotkania.
(fragment wywiadu dla Regionalna.tv w Cieszynie)
Udało się pięknie! Było radośnie i przygodowo! Dziękuję ciekawym świata młodym i nieco starszym podróżnikom. Za zaproszenie dziękuję Darkowi Fedorowi – Magazyn Kontynenty!
Słyszę zewsząd, że 2016-ty był koszmarnym rokiem, że tak wielu cudownych ludzi odeszło pomiędzy styczniem, a grudniem. To prawda. Każdą z tych smutnych wiadomości, która dotarła do nas w tym roku, przyjąłem z żalem, nostalgią i poczuciem straty.
Wielu odeszło. Wielu pozostało. I ci także, w kolejnych latach, oby jak najodleglejszych… odejdą, czy jesteśmy na to gotowi, czy nie. Kolejne pokolenie, jakkolwiek źle to zabrzmi, odchodzi.
Wspomnę ich. Jutro. Dziś zastanawiam się, kto ich zastąpi. Kto wypełni lukę?
W tym fatalnym roku sołtys mojej wsi oraz burmistrz mojej gminy zdecydowali, że zlikwidują XIX-wieczny ewangelicki cmentarz w Borówcu (bo nikt nie chce spacerować, ani bawić się tam, gdzie są stare groby).
Zastanawiam się, czy mają rację. Może mają. Może chodzi o to, by spacerować i bawić się na czyichś grobach. I o nic więcej.
Żegnaj 2016-ty… stary łotrze…
Dziękuję, Unikids Poznań!
Ogromna masa bezrobotnych czeka w Azji i Afryce. Poczekajcie, aż na serio zaczną napływać szerokim strumieniem, aż granice runą, jak runął mur [berliński], powstanie jeden rynek dla wszystkich. Jak myślicie, kto wówczas wygra wybory? – Sven Lindqvist w 1992 roku w książce „Wytępić całe to bydło”. Polecam.
Gdybym powiedział ci „weź kamień swego losu, rzuć go w morską głębię” – odebrałbyś te słowa inaczej niż ktoś inny lub ja, gdy je pisałem. Myślę o moich tekstach tak, jak się myśli o elektryczności. Nie można jej zobaczyć, dopóki nie stanie się światłem. A to słuchacz zapala światło. Wtedy słowa stają się jego własnością.
Greg Lake (10 X 1947 – 7 XII 2016)
w rozmowie z Piotrem Kaczkowskim w 1997 roku.
Zaglądam czasem na zadane.pl. Zawsze dowiaduję się czegoś nowego o moich książkach.
Dziś znalazłem wpis, w którym pewien użytkownik pyta, w jakich miejscach rozgrywają się wydarzenia w książce Dziadek i niedźwiadek oraz ile lat je dzieli. Do łez rozbawił mnie Kondzio5643. „Pierwsza część jest rozgrywana w Polsce, w mieście Warszawa, druga w nieznanym mieście. Dwie części dzieli 5 miesięcy” – napisał.
Przypomnieli mi się od razu ci „życzliwi” koledzy ze szkolnych ław, którzy nie mając pojęcia o czym mowa, wymyślali wiarygodnie brzmiące głupstwa i podrzucali odpytywanemu delikwentowi podpowiedzi… wzięte z księżyca. Mieliście takich?
Sezon jesienny Pogotowia Kazikowego wystartował. W najbliższych miesiącach w różnych miejscach Polski, czasem bladym świtem, czasem zwyczajnie za dnia, czasem zaś o wieczorze, będziecie mogli ujrzeć przykurzony samochód kombi z kilkoma zaschniętymi komarami na masce. Z tyłu, przez okno, wystawać będzie sylwetka niedźwiedzia brunatnego syryjskiego i obciągnięty wołową skórą afrykański bęben. Za kierownicą niżej podpisany popijać będzie ze swojego czarodziejskiego kubka, słuchając audiobooków lub nowości płytowych, coraz rzadziej (niestety) radia.
Niektórzy twierdzą, że samochód taki był już widziany na trasie do Wrocławia, Lublińca, a także w okolicach Konina. Być może.
Postaram się dotrzeć wszędzie, skąd płyną miłe zaproszenia. Jeśli nie zdołam, zobaczymy się, mam nadzieję, w sezonie wiosennym.
Do zobaczenia!
Przemawiając niespotykanym u niego miękkim i łagodnym głosem, powiedział synowi, że w każdej wiosce żyją trzy rodzaje ludzi. Pierwszy – to ludzie, których wokoło widzimy, jak chodzą, jedzą, śpią i pracują. Drugi rodzaj stanowią przodkowie, do których przyłączyła się teraz babcia Yaisa.
– A ta trzecia grupa to kto? – zapytał chłopiec.
– Do trzeciej grupy należą ci, co czekają, żeby się urodzić – odpowiedział ojciec.
Alex Haley (Korzenie)
Wierzcie mi, opowiadać dzieciom o Wojtku spod Monte Cassino w obecności kogoś, kto był tam wtedy (w maju 1944 roku!), kto w pocie czoła dźwigał tamte skrzynie z amunicją, kto zachował wspomnienia sprzed siedemdziesięciu lat to… stres… wielki zaszczyt i ogromne wzruszenie.
Profesor Wojciech Narębski mawia o sobie „jestem Małym Wojtkiem”. Odróżnia się w ten sposób od „Dużego Wojtka”, niedźwiedzia. Można powiedzieć, że służyli razem w 22. Kompani Zaopatrywania Artylerii. Wielki sercem „Mały Wojtek” to ostatni żyjący w Polsce żołnierz tej kompani. Ostatni z niedźwiedziem na berecie. Ma 90 lat, a nawet trochę więcej. I znalazł dziś czas, chęci i siły, by podzielić się z krakowskimi dziećmi wspomnieniami z czasów wojny, z czasów przyjaźni… z niedźwiedziem.
Od samego początku mojej przygody z misiem Wojtkiem profesor Wojciech Narębski był mi dobrym duchem i życzliwym ze wszech miar patronem książki Dziadek i niedźwiadek. Łaskawie przymknął oko na ubarwienia i sceny, które podpowiedziała mi fantazja. Rozumieliśmy się bez słów. Obaj wiedzieliśmy, że najważniejsze, by dzieci (które za chwilę będą dorosłe) zainteresowały się naszą historią. By wiedziały.
Z całego serca dziękuję!
Zdrowia i stu lat!
___________________________________________________________
Za pomysł, zaangażowanie i organizację dziękuję Łukaszowi Kantochowi. Oraz szkole Academos.
Zgodnie z najnowszym (zaobserwowanym w restauracjach) obyczajem przed zjedzeniem robię zdjęcie talerza.
Dziękuję dzieciom z klasy II C ze Szkoły Podstawowej nr 9 w Lesznie za to piękne i bez wątpienia pyszne ciacho!
Oczywiście sukces to życie w zgodzie z uczuciami, pasją, marzeniami, ale… bez egoizmu. Życie to służba. O tym tak rzadko mówimy, a przecież jesteśmy tu, by dawać raczej niż by brać. Czemukolwiek się poświęcam, czy tworzę muzykę, czy robię coś innego, liczy się to, jak wiele mogę ofiarować. Dlatego swój sukces mierzę tym, jak wiele byłem w stanie dać… każdego dnia – powiedział Roger Hodgson w wywiadzie dla duńskiej telewizji.
Dziękujemy za wczorajszy koncert w Berlinie!
„Mogę iść wolnym i niedbałym krokiem. Mogę wlec się jak pijany marynarz z rękoma zatopionymi po łokcie w kieszeniach. Mogę tłuc się bez celu przez kręte, ciemne ulice. Mogę skręcać w lewo albo skręcać w prawo. Mogę też wcale nie skręcać, tylko wlec się prosto przed siebie. Mogę wszystko, co zechcę! Mogę być… włóczęgą!
Jestem sam i wolny! Wszystko jest cudze, ale jakby moje! Wszystko jest obce, ale dziwnie bliskie! W błogiej bezdomności cały świat jest domem!”
Tadeusz Perkitny (Okrążmy świat raz jeszcze),
w listopadzie 1928 roku
Z Biblioteki w Kaźmierzu promieniuje energia. Wyczuwalna z odległości wielu kilometrów. To ona sprawia, że ruch tu większy, niż w supermarkecie w wigilię dnia wolnego. Ściągają ciekawi wrażeń mali i duzi Czytelnicy. I Słuchacze Opowieści.
W czwartek zabrałem kaźmierskie „moliki książkowe” do Afryki. Dziś wspólnie z kaźmierskimi zuchami przeżyliśmy historię niedźwiedzia Wojtka. Sprawność „Miś Wojtek” zdobyta! Umówiliśmy się w tym samym miejscu i gronie 13 kwietnia 2045 roku. Sprawdzimy wtedy, czy wszystkim udało sie spełnić dziecięce marzenia. Trzymam kciuki!
Spacery z maluchem mają szczególny charakter – przede wszystkim człowiek nie ma pojęcia dokąd właściwie idzie. To bywa denerwujące, ale można się odprężyć i znaleźć w tym sens. Nie ma żadnych etapów, punktu docelowego. Zaczynają się wakacje od zwykłego życiowego pośpiechu. Dostrzegamy prawdy, których nam brakowało, choć nie mieliśmy o tym pojęcia.
Wolny podróżnik jest właśnie taki, jak wędrujące dziecko – kierowany ciekawością wychodzi na świat, szuka w nim znaczeń i podąża za wszystkim, co go interesuje.
Dan Kieran „O wolnym podróżowaniu”
„Jestem pod wielkim wrażeniem tej książki. Jest po prostu fantastyczna. Zarówno fabuła, niezwykle ciekawa, tym bardziej, że opiera się na autentycznych, mało znanych wydarzeniach, jak i język, którym jest napisana: dialogi utrzymane są w języku średniowiecznym ale dostosowanym do poziomu małego czytelnika, tak więc są zupełnie zrozumiałe a przy tym bardzo ciekawe językowo. Niezwykłą gratką są dialogi z księciem Rusi z Kijowa, księciem Wasylko. Bohaterowie są niezwykle sympatyczni, wyraziści, każdy na swój sposób podbił nasze serca.”
(fragment recenzji na Wspólne czytanie)
Przepis na świetne spotkanie autorskie? Pisarz, który lubi swych czytelników, słoik dżemu, jabłko, kij od mopa, filiżanka, łyżeczka, może też być kubek kawy, do tego slajdy, dźwięki, ciekawa opowieść, w której dzieci mają swoje role do odegrania. Kto widział i słyszał, z pewnością potwierdzi: „Tak, tak było”. Nie będziemy tłumaczyć, dlaczego lubimy to niepozorne zdanie. Niech wystarczy fakt, że spełniło swą funkcję w scenariuszu spotkania.
(z relacji na stronie internetowej
Biblioteki w Zagórowie)
Raz w roku ucieram jaja z cukrem na puszystą masę. Wlewam miód, cały czas ucierając, a następnie dodaję śmietanę lub jogurt, mąkę, cynamon, sodę, olej i mieszam, mieszam, mieszam. Dodaję posiekane figi, daktyle, orzechy, migdały. I mieszam. Wreszcie wypełniam ciastem blachę i wsuwam do nagrzanego piekarnika. Po około godzinie wyciągam. Gdy wystygnie, rozcinam miodownik w połowie i przekładam konfiturami.
Monica Szczupider zrobiła to zdjęcie w Kamerunie 23 września 2008 roku. Tego dnia zmarła Dorothy.
Kłusownicy zastrzelili jej matkę, gdy była jeszcze dzieckiem. Trafiła do hotelowego parku rozrywki, gdzie ludzie trzymali ją na łańcuchu, nauczyli palić papierosy i wygłupiać się za słodycze. Dwadzieścia pięć lat później inni ludzie wyratowali niedożywioną i wycieńczoną szympansicę. Przenieśli ją do ośrodka Sanaga-Yong. Tam Dorothy spędziła ostatnich osiem lat życia. Była przyjacielska i opiekuńcza. Inne szympansy uwielbiały jej towarzystwo. Gdy zmarła, żegnały ją w milczeniu i żalu.
Miesiąc minął, w kioskach już znajdziecie styczniowy numer miesięcznika Dziecko z nowym felietonem – tym razem o siadaniu i chwytaniu za grzywkę. Polecam i pozdrawiam!
W mitologii greckiej pojawia się postać o imieniu Kajros. To bożek czasu. Jest trochę zaniedbanym bogiem, często pomijanym. Nie uczą o nim w szkole, a szkoda. Osobiście bardzo go lubię. Kajros włada czasem, ale nie tym, który płynie jak rzeka, lecz tą chwilą krótką, w której wszystko się dzieje. Ma skrzydła niczym anioł i długą grzywkę opadającą na czoło, ale z tyłu głowy jest łysy jak kolano. Gdy spotkasz Kajrosa, masz moment, by wykorzystać okazję, chwycić za czuprynę i go zatrzymać. Chwila minie. Kajros pogna dalej. Wtedy będzie za późno, nie będziesz miał za co złapać.
Niektórzy w ogóle go nie zauważają. Ja przeciwnie. Mam wrażenie, że krąży wokół nieustannie.
Jak wygląda praca pisarza? Przyjechałem wczoraj późną nocą. Obudziłem się dziś o szóstej, było jeszcze ciemno. Przyjechałem, wtaszczyłem na trzecie piętro te wszystkie klamoty, malunek Kazika, walizę, bęben i… już po pierwszym spotkaniu z dziećmi jestem cały zgrzany, spocony, bo spotkanie było pełne emocji, ekspresji. Ale… w reakcjach, śmiechach, które słyszałem, w pytaniach dzieci, w ich zainteresowaniu odnalazłem wielką nagrodę za całą tą pracę – powiedziałem w wywiadzie dla Miasta z Wizją.